Szkolenie w Akademii Enduro
Co to był za weekend!
Zacznę tę historię dość nietypowo, bo od końca. A koniec był taki, że kiedy w niedzielę późnym popołudniem, już po szkoleniu pakowaliśmy z małżonkiem moją Hondę na przyczepkę, szykując się na powrót do Warszawy uśmiech nie zszedł mi z twarzy ani na sekundę! Przez całą drogę z Gliwic do Warszawy trajkotałam bez ładu i składu starając się zrelacjonować Jastrząbkowi wydarzenia minionego weekendu. Nie jestem pewna, czy coś z tego mojego bełkotu w samochodzie zrozumiał, ale jeśli udawał, że tak, to dość wiarygodnie. Uwierzcie mi więc na słowo, działo się!
Szkolenie w Akademii Enduro poziom 1 – Dla kogo?
Przejdźmy zatem do początku. W pewien wrześniowy weekend miałam niezwykłą przyjemność uczestniczyć w dwudniowym szkoleniu enduro poziom 1 organizowanym przez Akademię Enduro. Poziom 1 dedykowany jest dla osób, które dopiero swoją przygodę z off roadem zaczynają lub trochę jazdy w terenie już “liznęły”, czyli można śmiało powiedzieć, że w 100% dla mnie 😛
Jak na swój dość krótki motocyklowy staż, poza asfaltem natrzaskałam sporą ilość kilometrów. Miałam to szczęście, że mój najwspanialszy na świecie mąż, który posiada pokaźny bagaż motocyklowych doświadczeń, przekazał mi tyle wiedzy na temat jazdy off road, ile zdołałam pomieścić w głowie. Oczywiście, w przerwach pomiędzy byciem śmiertelnie na niego obrażoną, że wybrał zbyt trudną trasę. Na szczęście, te rzadkie chwile, kiedy postanowiłam go wysłuchać zaowocowały tym, że na szkolenie z Akademią Enduro przyjechałam już:
1) oswojona ze swoim sprzętem;
2) z nabytą podstawą podstawowych umiejętności, takich jak np. jazda na stojąco, patrzenie daleko, trzymanie gazuuuu;
3) z przyzwoitą ilością już odbytych gleb;
4) ze sporą liczbą pokonanych psychicznych barier, np. jazda po luźnych kamieniach czy piachu;
5) z ogromną zajawką na terenową jazdę!
Zanim przejdę stricte do tematu szkolenia, jeszcze dwa słowa o sprzęcie. W szkoleniu można uczestniczyć na własnym moto, wtedy przed rozpoczęciem treningu mechanicy przygotują go do jazdy w terenie albo wypożyczyć motocykl od Akademii, dostaje się wtedy GS’a. Ja oczywiście pojawiłam się na mojej CRFie, bo w końcu to na niej będę zwiedzać świat. Dla mnie, jako początkującego adepta sztuki jazdy off road, rozmiar i moc tego motocykla to jego dwa największe atuty. Ja się mojej Hondy nie boję, nie walczę z jej ciężarem, skupiam się po prostu na wykonaniu zadania. Zwracam na to uwagę, bo z moich obserwacji wynika, że nauka jazdy w offie na dużym motocyklu enduro, dla kogoś, kto nie ma w tym zbyt dużego doświadczenia może okazać się…hmm…trudniejsza, szczególnie dla kobiet (panie na dużych endurakach nie bijcie!). Łatwo wtedy o zniechęcenie i psychiczną blokadę, a przecież to ma być zabawa! Akademio, czekam zatem aż w Waszej ofercie do wypożyczenia będzie mały GS 310!
Koniec już tego gadania. Szkolenie!
Dzień 1
Pierwszy dzień szkolenia rozpoczęliśmy od krótkiego instruktażu teoretycznego dotyczącego przede wszystkim prawidłowej pozycji na motocyklu i odpowiednich ustawień maszyny do jazdy w terenie. Potem całą ekipą ruszyliśmy na kopalniana hałdę, gdzie przez następne 2 dni miała odbywać się praktyczna część treningu. Po dotarciu na miejsce zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, jednak z rozgrzewką mieliśmy zmierzyć się wspólnie. Polegała ona na jeździe w koło, jeden za drugim, i wykonywaniu coraz to bardziej skomplikowanych i wymyślnych ćwiczeń prezentowanych przez trenera. Co tu dużo mówić, nie było to proste, ale z drugiej strony nie było też niewykonalne. Wiadomo, że nie codziennie ćwiczymy przekładanie obydwu nóg na jedną stronę motocykla albo jazdy z kolanami na kanapie, ale jak to mówią pierwsze koty za płoty. Ostatecznie okazało się, że wszystkie te rzeczy z lepszym lub gorszym skutkiem da się zrobić, że nawet w najdziwniejszej pozycji, utrzymując odpowiedni balans ciałem można sterować motocyklem i tak naprawdę nie ma się czego bać. Cel ćwiczenia został zatem osiągnięty.
Potem, już w grupach, przeszliśmy do nauki skręcania i ciasnego zawracania. Pod czujnym okiem instruktora szlifowaliśmy te umiejętności aż do obiadu. A po obiedzie… zaczęła się prawdziwa zabawa. Przeszkoleni z podstaw i nieco bardziej obyci z nierówną nawierzchnią ruszyliśmy na przejażdżkę po hałdzie. Jej teren to istna perełka, wręcz stworzona by po niej jeździć motocyklem enduro. Były luźne kamienie, głębokie kałuże, ciasne, zarośnięte krzakami ścieżki, lasy, piach, koleiny, podjazdy, zjazdy i dużo, naprawdę dużo błota. Naszym następnym zadaniem, było opanowanie awaryjnego hamowania na podjeździe. Nie sprawiało to większych problemów, przeszliśmy więc do omówienia techniki wjazdów i zjazdów. Na zakończenie szkoleniowego dnia pojechaliśmy znów na przejażdżkę po terenie kopalnianej hałdy, już w nieco szybszym tempie. Szczęśliwa, zmęczona i bardzo brudna wróciłam do hotelu. Oczywiście prosto na piwko! 😀
Dzień 2
Drugiego dnia powtórzyliśmy na rozgrzewkę to samo ćwiczenie z balansem ciała, co poprzednio. Pamiętacie? To z jeżdżeniem w kółko i przyjmowaniem różnych dziwnych pozycji. Poszło o niebo lepiej niż dzień wcześniej! Potem uczyliśmy się awaryjnie hamować i ćwiczyliśmy jazdę z zablokowanym przednim kołem. Następnie czekał nas do pokonania specjalnie przygotowany tor, który łączył w sobie wszystkie poznane poprzedniego dnia elementy. Jeździliśmy kolejne okrążenia, a trenerzy korygowali nasze błędy. Najlepsze oczywiście, zgodnie z ogólnie obowiązującą zasadą, pozostawia się na koniec. Tak też było i tym razem, zatem do przerobienia zostały nam podstawy jazdy po piasku. Piach raczej we wszystkich budził, delikatnie mówiąc, negatywne emocje, w końcu nikt nie lubi, jak nim telepie w prawo i w lewo. Poczucie kontroli nad maszyna jest wtedy, co tu dużo mówić, raczej niewielkie. Muszę nieskromnie przyznać, że mi szło całkiem nieźle, bo już wcześniej po piachu jeździłam, ale nie obyło się bez popisu, który postanowiłam nieoczekiwanie, zwłaszcza dla samej siebie, dać. Otóż, czas na to ćwiczenie dla mojej grupy już mijał, nadjechała druga ekipa, ostatni przejazd akurat padł na mnie. Miałam więc sporą publiczność! Ruszyłam, wszystko szło dobrze, trzymałam równo gaz, luźno ręce, mocno stałam na nogach, generalnie spoko. Piasek był jednak już mocno rozjechany, porobiły się głębokie koleiny i nie wiedzieć kiedy, w taką koleinę wjechałam i nagle wyniosło mnie na prawą stronę, gdzie wjechałam na szczyt takiej mini grani oddzielającej obszar z usypanym piaskiem od lasku. Oczywiście ta mini grań była dosłownie grubości moich opon, a ja zanim zorientowałam się, co się dzieje to przejechałam po jej szczycie z 10-15 metrów. Jak w końcu dotarło do mnie co tu się wyprawia i zdałam sobie sprawę, że lepiej coś szybko przedsięwziąć, bo zaraz skończę na drzewie, odwróciłam natychmiast głowę w stronę leśnej ścieżki, olśniona myślą PATRZ TAM, GDZIE CHCESZ POJECHAĆ i bez szwanku zjechałam na dróżkę. W każdym razie trzęsłam się potem, jak galaretka. Odwróciłam się, patrzę, a tam wszystkich chyba lekko zamurowało i oczywiście NIKT tego nie nagrał!
I w zasadzie powinien być to już koniec szkolenia, gdyby nie magiczne pytanie zadane przez instruktora mojej grupy: “Ktoś ma ochotę jeszcze się przejechać?”. Odpowiedź mogła być tylko jedna… NO JASNE! Z kilkoma innymi chętnymi osobami już w całkiem szybkim tempie pojechaliśmy ostatni raz pojeździć po hałdzie. Trasa okazała się niesamowita, zupełnie inna niż te, które pokonywaliśmy wcześniej, istna wisienka na torcie, ukoronowanie całego dwudniowego treningu i wysiłku.
Naprawdę gorąco polecam szkolenie w Akademii Enduro. Doskonała organizacja, profesjonalni instruktorzy, skuteczna metodologia i sposób prowadzenia treningów, a także miejsce! Ciężko o lepszą miejscówkę do nauki jazdy w terenie. Jestem przekonana, że każdy wyniesie ze szkolenia coś dla siebie, bez względu na to z jakiego poziomu zaczyna. Tak to po prostu działa 😉
Akademio! Wielkie dzięki!