ŁADOWANIE

Myanmar! Czyli jak to miło się miło zaskoczyć

DreamCatchersJourney

Myanmar! Czyli jak to miło się miło zaskoczyć

Co to była za wspaniała wycieczka! Choć zaczęło się nerwowo, i nie chcę dodawać “jak zwykle”. Myanmar to kolejny kraj, do którego sami nie mogliśmy z motocyklami wjechać. Potrzebowaliśmy przewodnika. Z tymi obowiązkowymi przewodnikami, jak wiecie bywa różnie, więc totalnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Na wszelki wypadek jednak nastawialiśmy się raczej na ‘nie’, zgodnie z zasadą, że lepiej sobie nie robić zbyt dużych nadziei, najwyżej miło się człowiek zaskoczy, a nie gorzko rozczaruje. I co?! Zaskoczyliśmy się i to najmilej jak się da.

DreamCatchersJourney

Nerwowe początki

Umówieni byliśmy z przewodnikiem i francuską parą podróżującą po świecie kamperem o 10 rano po stronie birmańskiej. Nocować zdecydowaliśmy się 100 km od granicy, w stolicy indyjskiego stanu Manipur, czyli Imphal, z entuzjastyczną myślą ‘wstaniemy sobie o 7, zjemy śniadanko i na spokojnie pojedziemy na granicę’. O 20.00 zorientowaliśmy się, że godzina spotkania to 10 rano czasu birmańskiego, to znaczy, że godzina do tyłu. No nic, myślą sobie Państwo Jastrząb, wstaniemy sobie o 6 i nie zjemy śniadanka. Wyruszamy rano. Ulice puste, ciemno, cicho, żadnych samochodów radośnie komentujemy “tak to można po tych Indiach jeździć!”. Wyjeżdżamy z Imphal. Nagle okazuje się, że droga prowadzi przez mokradła, więc otacza nas tak gęsta mgła, że NIC nie widać i nie przesadzam. NIC NIE BYŁO WIDAĆ. Zwalniamy do rezolutnych 30 km/h, pojawiają się pierwsze tiry i ciężarówki jadące klasycznie po indyjsku, czyli środkiem drogi, które bystre oko we mgle dostrzega w ostatnim momencie kilka metrów przed sobą. Szybki od kasku pokrywają się grubą warstwą wody mniej więcej co 5 sekund. Jest ok 2 stopni na plusie, więc nie wiadomo co lepsze, jechać z podniesioną szybką i płakać z zimna, czy może jechać z opuszczoną i przecierać szybę, co parę sekund. 2 godziny mijają, mgła wreszcie opada, jesteśmy mniej więcej w połowie drogi. Mamy godzinę na dotarcie na miejsce spotkania, a trzeba jeszcze odmotać się na granicy indyjskiej. Nie zdążymy na pewno, ustalamy więc priorytet, żeby spóźnić się jak najmniej. I co? I wtedy na naszej drodze zaczynają się pojawiać wojskowe checkpointy, na których trzeba przepisać dane ze swojego paszportu do co najmniej 2 nieśmiertelnych zużytych zeszytów. Czy to jakiś żart, zastanawiają się państwo Jastrząb. Przy czwartym checkpoincie puszczają nerwy, kiedy jakiś wojskowy dodatkowo podsuwa nam pod nos kilkustronicową ankietę do wypełnienia na potrzeby badań jakiejś organizacji ds. turystyki. Ostatecznie dotarli! Spóźnieni o blisko godzinę, ale dotarli. Przepraszamy naszych nowych francuskich przyjaciół za to, że musieli czekać, pytamy gdzie przewodnik, a oni…. “Spokojnie, jeszcze nie ma, spóźni się”.

DreamCatchersJourney

Organizacja

Nasz przewodnik okazał się być bardzo wesołym gościem, który miał naprawdę wielkie ambicje, żeby nam swój kraj z jak najlepszej strony pokazać i przybliżyć kulturę. Co parę dni mieliśmy więc zaplanowane różne atrakcje i wycieczki. Od razu zapowiedział, że nie będziemy jeździć w konwoju, że każdy może jechać swoim tempem. W dni, w które mieliśmy się przemieszczać podawał nam nazwę i współrzędne hotelu, w jakim mieliśmy się spotkać, a po drodze mogliśmy sobie robić co chcemy, więc robiliśmy, co możecie zaobserwować na załączonych zdjęciach 😛

Not like in India

Odczuwaliśmy lekki niepokój związany z noclegami, więc naturalnie, żeby zaspokoić ciekawość i ukoić nerwy zapytaliśmy naszego birmańskiego przewodnika, jeszcze w Indiach: “Czy w hotelach będzie czysta pościel?”, na co “roześmiał się” pisanym “haha” i dodał “don’t worry, it’s not like in India!”. I nie kłamał. W tak czystych i ładnych hotelach to my nie spaliśmy od dawna. Wiadomo, mamy nieco obniżone standardy, ale myślę, że parę noclegów, np. w mieście Mandalay, można zaliczyć, do tych z kategorii całkiem luksusowych, a ceny jakie widzieliśmy nie były z kosmosu, między 20 a 30 dolarów.

Pierwsze, co rzuca się w oczy

Dobra, może teraz kilka ciekawostek. Pierwsze dwie rzeczy, które na pewno rzucą się Wam w oczy, jeśli wybierzecie się do Mjanmy to:

  1. faceci w spódnicach do kostek,
  2. i kobiety wymalowane dziwną mazią na twarzy,

proszę wybaczyć eufemizmy.

Ta “spódnica” noszona zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety to longyi. Tradycyjny ubiór, noszony powszechnie w całej Mjanmie. Natomiast maź na twarzach praktycznie wszystkich birmańskich kobiet, dzieci, bywa, że i mężczyzn to tzw. thanaka. Jest to nic innego jak pasta otrzymywana z kory kilku specyficznych gatunków drzew rosnących w Mjanmie. Przygotować ją jest niezwykle łatwo, wystarczy kamienna podstawka, kilka kropel wody, kawałek drzewa thanaki i ok 2 min cierpliwego pocierania korą o kamień z wodą. Właściwości są podobno zbawienne dla skóry. Thanaka ma chronić przed słońcem, zanieczyszczeniami, opóźniać starzenie skóry, niwelować zmarszczki i w ogóle działać cuda. Ja takie historie oczywiście kupuję ZAWSZE, więc też się smarowałam, a co mi tam 😀

DreamCatchersJourney

Nazewnictwo i ogólny rys historyczny

Birma, Burma, Myanma, Myanmar, Yangun, Rangoon, Pagan, Bagan. W późnych latach 80tych junta wojskowa oficjalnie zmieniła nazwę państwa z Birma na Myanmar (a tak konkretnie to ze Związku Birmańskiego na Mjanmarski, która z kolei teraz figuruje oficjalnie, jako “Republic of the Union Myanmar”) tłumacząc, że nazwa Birma odnosiła się jedynie do większości etnicznej zamieszkałej na terenach kraju, a grup etnicznych w Mjanmie to jest HOHO, ponad 130. Idąc za ciosem nazwy zmieniono też w paru innych przypadkach, m.in. nazwa byłej stolicy Rangoon została zmieniona na Yangon. No ale właśnie, uważny czytelnik zwrócił uwagę na słowa: junta wojskowa. Przejmowanie siłą władzy i łamanie praw człowieka stoi raczej na bakier z duchem demokracji. Dlatego najwięksi przyjaciele tegoż ustroju, tacy jak np. Stany Zjednoczone, dalej odmawiają używania w oficjalnych pismach nowego nazewnictwa. Demokratyzacja Mjanmy jednak żywo postępuje, w 2015 roku, bodajże, odbyły się już nawet całkiem demokratyczne wybory, dlatego większość świata zaakceptowała i uznaje oficjalnie zmienione przez wojskowych nazwy kraju i miast. Sama obecna szefowa rządu Mjanmy- Aung San Suu Kyi otwarcie mówi, że jej się nazwa Birma bardziej podoba, i tak naprawdę nie robi jej różnicy, czy ktoś o jej kraju mówi Birma czy Myanmar. Nam się to podejście podoba, więc robimy w zasadzie to samo.

 

Jezioro Inle

Jedną z typowych birmańskich atrakcji turystycznych jest wycieczka do wioski położonej na jeziorze Inle. Jest to o tyle fajne, że w owej wiosce w domkach na wodzie dalej żyją ludzie zajmujący się rękodziełem, np. wyrabianiem parasolek, papieru, papierosów czy biżuterii. Dla nas bomba!

 

Miasto dwóch tysiąca pagód

Co tu dużo mówić. Bagan- czyli miasto dwóch tysięcy buddyjskich świątyń TRZEBA RAZ W ŻYCIU ZOBACZYĆ, więc proszę, mała próbka.

Praca nad sobą

Buddyści pracę nad sobą i doskonalenie się w byciu dobrym człowiekiem mają naprawdę przyzwoicie opanowane. Nasz przewodnik np. raz w roku na parę tygodni idzie do klasztoru, żeby zastanowić się nad sobą w spokoju, przeanalizować, co może w sobie poprawić, jak być lepszym dla siebie i innych. Z jaką serdecznością po drodze się spotykaliśmy to nie macie pojęcia. Pewnego dnia po drodze zgłodnieliśmy, szukaliśmy, więc jakieś knajpki na przerwę. Zatrzymujemy się w jednym miejscu i zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, czy zamówić, dostaliśmy już zupę i drugie danie. Okazało się, że tego dnia każdy mógł tam zjeść za darmo. Dawanie jałmużny i dzielenie się z innymi jest dla buddysty szalenie ważne. Gdy zapytaliśmy, czy i my moglibyśmy coś w zamian dać, panie uśmiechnęły się szeroko i poprosiły po prostu, żeby pomodlić się za nie i dobrze o nich myśleć.

DreamCatchersJourney

10 dni

Podsumowując, nasz pobyt w Mjanmie to było fantastycznie spędzone 10 dni. 10 dni bez zmartwień, gdzie spać, gdzie jechać, co robić, co odwiedzić. Wiecie, ile odejmuje nam to codziennej “pracy”!? Jasne, zapłaciliśmy za to sporo, ale przy tak dobrej organizacji, mamy poczucie dobrze wydanych pieniędzy, a to przy okazji OBOWIĄZKOWEGO przewodnika jest naprawdę DUŻYM komplementem ;P

Pozostaw komentarz