PAKISTAN- To się nie mieści w głowie!
Skok na główkę
Pakistan to nie jest kraj łatwy, ale podróżowanie nie zawsze jest łatwe. Istnieje wiele aspektów, które przysłowiowo “nie mieszczą się w głowie”, ale wskakuje się na główkę do głębokiej wody zupełnie obcej kultury. Może nam się wiele rzeczy nie podobać, możemy wielu z nich nie akceptować, ale trzeba się tę inność nauczyć szanować, a bywa to trudne i nie ma co się w tej kwestii oszukiwać. Jeśliby pochylić się nad sytuacją polityczną, islamskim fundamentalizmem, otwartym konfliktem między szyitami a sunnitami czy też obecnością Talibów, szczególnie w okolicach Peszawaru, to faktycznie można by usiąść, gorzko zapłakać i solennie się zaprzysiąc, że nigdy się tam nie pojedzie. Jeśli jednak przyjmiecie wyzwanie, odrzucicie na bok uprzedzenia i postanowicie, tak jak my, zjeździć (przynajmniej w części) ten nieprzyzwoicie piękny kraj jest duża szansa, że trafi on na szczyt Waszego osobistego rankingu odwiedzonych miejsc. Ja Wam nie zagwarantuję bezpieczeństwa, ale nie podejmuję się tego w stosunku do żadnego innego miejsca na świecie, chociaż w Pakistanie przynajmniej macie to szczęście, że razem z Jastrząbkiem zasadziliśmy aż 6 drzew by przypieczętować “wieczną Pakistańsko – Polską przyjaźń” (ale to długa historia, może o tym później).
Pokój do siedzenia
Pojechaliśmy “w gości” do pewnej rodziny naszego znajomego pakistańczyka mieszkającej w tak nieprawdopodobnie pięknej i malowniczej dolinie, że ciągle przez interkom powtarzałam “Czy Ty to widzisz?”. Dolina zwie się Yasin. Naszym gospodarzem był szef tamtejszej policji, mogliśmy więc czuć się bezpiecznie… Oczywiście żartuję, bo niebezpiecznie w Pakistanie, owszem, poczuliśmy się kilka razy, jednak tylko na drodze, ale o tym też później. Jak wygląda dom w pakistańskiej wsi na północy kraju? Ano tak, że jest tam naprawdę dużo ludzi, a przekrój wieku jest bardzo szeroki. W związku z tym serce domu stanowi tzw. pokój do siedzenia. To taki pokój, którego obwód powinien pomieścić ogół domowników, jeśli akurat wszystkich naraz naszłaby ochota, żeby posiedzieć pod ścianą w tym samym pomieszczeniu. Kolejną cechą charakterystyczną jest serwowanie skromnych posiłków. Przeproszono nas więc wielokrotnie za prostotę naszej kolacji i podano tylko jakieś 5 dań. Oczywiście w życiu każdej pakistańskiej rodziny nadchodzi moment, że rozrasta się ona do takich rozmiarów, że ciężko się pomieścić. Dlatego też nasz gospodarz buduje z pomocą swoich przyjaciół z wioski nowy dom z pięknym obszernym pokojem do siedzenia 🙂
Na kolację ryba
Z doliny Yasin nie odjechaliśmy daleko, bo zakochaliśmy się w jej sąsiadce- dolinie Phandur. Chciałabym Wam słowami przybliżyć, jak te miejsca wyglądają, ale mi ich po prostu braknie. Jeśli nie jest Wam obca klasyczna koncepcja raju, to możecie sobie wyobrazić, że tak właśnie wygląda ten region. Turkusowa woda, zielone łąki, dookoła piękne góry, słońce, błękitne niebo… a ludzie? Jakbyśmy w Polsce cieszyli się na widok Pakistańczyka, tak jak oni cieszyli się na nasz, to by mi serce urosło dwukrotnie ze szczęścia.
Pokręciliśmy się zatem trochę po okolicy, co jakiś czas zaczepiani przez kierowców nielicznych samochodów, którzy zastanawiali się, czy aby na pewno w niczym nie trzeba nam pomóc, po czym nadszedł czas na szukanie noclegu. Znaleźliśmy bez problemu przyzwoity i tani pensjonat. Nie minęło kilka minut a przed pensjonatem podjechał na motorku pan policjant, mówiąc piękną angielszczyzną, że możemy spać spokojnie, bo tutejsza policja zadba o nasze bezpieczeństwo. Spadł nam z nieba! Oczywiście nie chodzi o to, że bez niego byśmy spali niespokojnie. Problem był w tym, że nie mogliśmy się z gospodarzem dogadać na żaden temat, a na temat jedzenia to już w ogóle, a głodni byliśmy nie na żarty. Poprosiliśmy policjanta, żeby posłużył nam za tłumacza, na co oczywiście z przyjemnością przystał. Mieliśmy wielką ochotę na rybę, policjant przetłumaczył naszą prośbę, gospodarz przytaknął, zatem USTALONE. Jakiś czas później zobaczyliśmy chłopaka z pensjonatu, który wziął wędkę pod pachę i pojechał po nasze rybki. Ucieszyliśmy się na ten widok bardzo, bo nie ma nic lepszego niż świeża rybka, jednak z każdą kolejną godziną nasz entuzjazm nieco przygasał… Otóż, mili państwo, ryba ewidentnie nie brała. Po 2 godzinach byliśmy tak zdesperowani, że postanowiliśmy wysłać głowę naszej rodziny na poszukiwania ciastek i chips’ów. Wreszcie po długich 3 godzinach oczekiwania nadeszła nasza kolacja! Zachwycony gospodarz, z widoczną ulgą na twarzy i poczuciem dobrze wypełnionej misji podał nam tacę z dwoma rybami… wielkości wskazującego palca.
Legia Warszawa
To był hit świata! Nic dodać nic ująć, gdzieś po drodze do jeziora Shandur.
Rocznica
Dla przypomnienia, znajdujemy się w Republice Islamskiej, gdzie spożywanie alkoholu przez obywateli oficjalnie jest zakazane. Oficjalnie, ponieważ istnieje kilka sposobów na przechytrzenie Allaha. Po pierwsze, słynne już picie pod dachem lub w ukryciu, gdzie Allach nie widzi, po drugie wystarczy po prostu nazwać coś “wodą” i po kłopocie, np. w rejonie Hunza pije się Hunza Water, w Yasin- Yasin Water itd. Pakistan jest jednak całkiem liberalny w stosunku do obcokrajowców, więc nas restrykcje dotyczące spożywania alkoholu nie dotyczą, co jednak nie zmienia faktu, że trzeba za niego bardzo drogo zapłacić. Dlatego generalnie postawiliśmy na trzeźwość podczas naszego pobytu w Pakistanie z jednym małym wyjątkiem. Na naszą rocznicę, która wypadła w Islamabadzie, postanowiliśmy zamówić sobie piwko i wznieść toast. Pan na recepcji, uprzedził nas, że jedno w zupełności wystarczy, bo to sporej wielkości butelka. Cóż, ciężko było z tym polemizować, poza tym cena była dość zaporowa, więc zgodnie stwierdziliśmy, że jedno na nasze potrzeby będzie AKURAT. Po jakiejś godzinie oczekiwania słyszymy pukanie do drzwi, otwieramy, a tam nasz recepcjonista uśmiechnięty od ucha do ucha wręcza nam butelkę Gin’u i mówi “Your beer sir”.
Sadzenie drzew
Teraz historia, na którą wszyscy czekali, czyli o co chodziło z sadzeniem drzew. Zaproszenie do kraju, a także nieocenioną pomoc, gdy już się w nim znaleźliśmy, zapewnił nam stary znajomy Jastrząbka z poprzedniej wyprawy- Mukaram Tareen. Tego Pana w wielu miejscach w Pakistanie nie trzeba przedstawiać, jego życiorys zasługuje na oddzielną książkę, a działalność charytatywna na pokojową nagrodę Nobla. Nie przesadzam. Jest on założycielem klubu motocyklowego “Cross Route Club” z siedzibą w Lahore, który w dość naturalny sposób ewoluował w organizację zajmującą się niesieniem pomocy tam, gdzie jest ona potrzeba. Mukaram uprzedził nas, że szykuje dla nas “małe powitanie”, ale szczegółów nie znaliśmy, bo i za wielu ich nie zdradził. Jakieś 60 km przed Lahore, w miejscowości Gujarnwala, dostaliśmy eskortę, która miała nas pokierować dalej. I tak zaczęła się nasza przygoda z ogrodnictwem, mediami i Polsko – Pakistańską przyjaźnią. Byliśmy jak Kate i William, choć może bardziej, jak mniej wprawieni Meghan i Harry. Odwiedziliśmy kilka miejsc, m.in. dom dziecka. Dostawaliśmy kwiaty, prezenty, ściskaliśmy dłonie różnych ważnych ludzi, w tym prezesa największej firmy telekomunikacyjnej w Pakistanie, udzielaliśmy wywiadów, karmiliśmy dzieci tortem i sadziliśmy drzewa (6), a potem je nazywaliśmy. Byliśmy na spotkaniu z policją (dla ciekawskich drzewko tam nazwaliśmy “Wilcza”) i nawet odmówiliśmy muzułmańską modlitwę, żeby rosło. Także, sami widzicie, że “małe powitanie” to tylko kwestia interpretacji. Ah i zdjęcia zostały zapożyczone, więc z góry przepraszam za ich jakość, ale przecież nie o jakość tu chodzi!
Pakistańskie poczucie humoru
Nie wiem, czy wiecie, ale pakistański sposób noszenia się mężczyzn jest dość charakterystyczny. W dodatku, jak jeszcze panowie zapuszczą brodę i nieco się zestarzeją to nagle co trzeci z nich zaczyna przypominać wyglądem pewnego człowieka, w zasadzie saudyjczyka, który zasłynął na arenie międzynarodowej ze swojej działalności terrorystycznej, a schwytany został w Abottabad. Wydawać więc by się mogło, że jego temat jest dość… niewygodny, a tu w hotelu w Astore nasz “gospodarz- śmieszek” pyta “Chcecie zobaczyć Osame bin Laden’a?” i pokazuje na swojego kolegę pijącego herbatę.
Ruch uliczny i nietypowa prośba
Uczestniczenie w ruchu drogowym, zwłaszcza w okolicach większych ośrodków miejskich można zaliczyć do kategorii ryzykownych sportów ekstremalnych. Żeby dać Wam jakiś obraz sytuacji, bo ja lubię Wam dawać obraz sytuacji, przypomnijcie sobie wszystkie niebezpieczne sytuacje drogowe, jakie kiedykolwiek Wam się przydarzyły, dodajcie wszystkie te, które kiedykolwiek widzieliście na filmikach w Internecie, wymieszajcie w kotle wyobraźni i pomnóżcie ich częstotliwość przez 1000. W wyniku otrzymacie klasyczny dzień na drodze z Abottabad do Islamabadu. Tam też miałam wypadek spowodowany tym, że pewien mądry kierowca jadący w przeciwnym kierunku postanowił przeprowadzić swój manewr wyprzedzania prosto na mnie. W takiej sytuacji najlepiej oczywiście uciec przed rzeczonym osłem na bok, ale niestety, i to jest kolejna ciekawostka, tam nie ma gdzie uciekać. Jeśli tylko pojawi się kawałek wolnego miejsca na drodze nim się obejrzysz pod łokciem masz już inny pojazd. W moim przypadku była to mała ciężarówka. Na szczęście mi się nie stało, a mojemu motocyklowi nic na tyle poważnego, żeby nie dało się kontynuować jazdy. Co jest jednak najbardziej absurdalne to fakt, że istnieje coś takiego jak “traffic police” i jest takich policjantów poustawianych przy drodze naprawdę wielu. Jakby się wzięli do roboty to by nad tym chaosem zapanowali, ale się nie biorą. W każdym razie taki właśnie policjant podbiegł do nas natychmiast, jak tylko podnieśliśmy motocykl z ziemi i zaaferowany zapytał, czy wszystko w porządku… To nie był jego szczęśliwy dzień. Byliśmy już tak wkurzeni po całym dniu jazdy w tym młynie, że biedny zebrał ochrzan za wszystkich funkcjonariuszy drogówki w Pakistanie. Na koniec jeszcze zapytał, czy może jakoś pomóc…. “Tak, możesz mi pożyczyć swój pistolet, żebym mógł powystrzelać tych wszystkich idiotów na drodze”- powiedział Jastrząbek, a skruszony policjant oddalił się szybkim krokiem.
Babski wieczór
Zostałam zaproszona w Lahore na babski wieczorek połączony z robieniem mehndi. Mehndi to tradycyjne tatuaże z henny, które przyszłe panny młode robią sobie przed ceremonią ślubną w Pakistanie, Afganistanie i Indiach. Ślub to jednak nie jedyna okazja, żeby zrobić sobie mehndi, bo stroić i ozdabiać to się Pakistanki bardzo lubią. Dostałam nawet lekką naganę za absolutny brak makijażu (“no chociaż czerwoną szminkę mogłabyś mieć!”) i za strój (“zbyt męski”), ale dziewczyny zakasały rękawy i powiedziały, że jeszcze zrobią ze mnie kobietę. Spędziłyśmy razem kilka wspaniałych godzin, rozmawiając, śmiejąc się i plotkując.
Myślę więc, że to dobry moment, żeby poruszyć temat, sytuacji kobiet w Pakistanie. Jesteśmy w kraju liczącym blisko 200 milionów ludzi, w kraju dużym, zróżnicowanym i nierozwiniętym, w kraju borykającym się z takimi problemami, że nie wiadomo w co włożyć ręce. Ludzi niewykształconych jest masa, a w wielu miejscach dostępu do edukacji nie ma. I tak jest lepiej niż było kilka lat temu, teraz przynajmniej są lepsze drogi. Problem w tym, że ciężko w takich okolicznościach o zmiany w sposobie myślenia, ludzie trzymają się kurczowo tego, co znają, piętnując każdego, kto chce wyjść przed szereg. Między innymi dlatego dalej dominuje model, że kobieta ma siedzieć w domu, ewentualnie w rejonach wiejskich, których w tym kraju nie brakuje, ma też pracować w polu. Panowie zajmą się resztą. W dużym mieście kobietom na pewno jest łatwiej się emancypować, choć są świadome tego, że można im mniej w porównaniu do mężczyzn, że oczekuje się po nich określonych zachowań, a pewnych rzeczy nigdy nie będzie wolno im zrobić, np. podróżować na motocyklu, skoro zwykła jazda na rowerze musi odbywać się o świcie, kiedy inni ludzie jeszcze śpią. Mimo to walczą o siebie, a kobiet sukcesu, tych odważnych i mądrych również jest wiele. Jestem zaszczycona, że mogłam poznać kilka z nich. Żeby jednak jeszcze lepiej uzmysłowić Wam obraz sytuacji pewna anegdotka. Byliśmy na kolacji z Mukaramem i jego przefantastyczną rodziną. Jego córka marzy o podróżach i ciężko się jej dziwić, w końcu ma ojca podróżnika, spotyka ludzi z różnych zakątków świata. Często prosi ojca by zorganizował dla niej jakąś wycieczkę, nie musi być daleko, tylko żeby pojechali gdzieś razem rowerami. Ten podobno zawsze odpowiada, że “tak, kiedyś Cię zabiorę”, ale to “kiedyś” jakoś nigdy nie nadchodzi. Podpowiedzieliśmy jej, że musi wymóc na ojcu konkretną datę, bo tak, to niczego nie wyegzekwuje, więc pod żartobliwymi naciskami Mukaram obiecał, że w grudniu 2018 na pewno zorganizuje dla niej wycieczkę. Na to wtrącił się jej brat, jak to brat dogryzający siostrze:
– Do you know when will you go on trip with our father? (wiesz kiedy pojedziesz na wycieczkę z ojcem?)
– When? (Kiedy?)
– December two thousand never. (Grudzień dwa tysiące nigdy)
Ponad podziałami
Śmiech przez łzy, ale taka jest smutna prawda. Światłych i otwartych ludzi w Pakistanie jest bardzo dużo, ale nie brakuje też tych, którzy zmian nie chcą i ich nie pochwalają. Jest jednak jedna rzecz, która łączy Pakistańczyków ponad wszelkimi podziałami. To ciepło i gościnność, jaką Wam okażą, bo pamiętajcie, w Pakistanie to Wy jesteście gośćmi, to Was zesłał Bóg i to o Was trzeba zadbać i uwierzcie mi zagwarantowanie Wam bezpieczeństwa będzie stanowić dla nich priorytet. Zdecydowanie jeden z ciekawszych krajów w jakim byliśmy, a na pewno jeden z ulubionych 🙂
Pozdro!
Marta
Super wpis! Oby więcej takich wyczerpujących 🙂